Miała mnie uczyć Jagna Marczułajtis, ale ja wypatrzyłem inną instruktorkę, bardziej mi się podobała, bo ja by to powiedzieć, miała więcej koloru dnia, a kolorem dnia był.....
RÓŻOWY:)Było tak fajowaśnie że oddałem jej nawet moje gogielki, ale tylko do wspólnego zdjęcia, żeby i mnie troszkę było widać.
Na wyciągu korzystałem z kąpieli słonecznych, co prawda troszkę wiało ale miałem szaliczek.
Chciałbym tylko dodać że jeszcze zanim zacząłem się uczyć czułem że będę dobrym riderem:)
Potem było troszkę ciężko i troszkę mi zadek poobijał i ogonek zmechacił, ale chyba nie ma nic fajniejszego niż deska, śnieżek i słoneczko, no może nie licząc łakoci.
Na zakończenie dnia postanowiłem odpocząć i się czegoś napić, niestety miejscowa karczma nie jest przystosowana do obsługi klientów mojego pokroju, nie chce narzekać ale kufelek był za duży i nie sięgałem, próbowałem go lizać, ale to prawie nic nie dało.
Podsumowanie: poproszę o mniejsze kufelki, bo ciężko jest podskakiwać po każdy łyk.
