sobota, 19 września 2009

Stadion Narodowy aka Stadion X-lecia

Pogoda była ładna, więc postanowiłem spełnić mój szczurkowo-patriotyczny obowiązek i poszedłem się przyjrzeć jak się sprawy na placu budowy mają.
Troszkę na drodze stanął mi jakiś taki płot co nim wszystko dookoła ogrodzili, ale to chyba dlatego żeby robotnicy nie uciekli i zdążyli na czas czyli na 2012.
Cały teren wyglada okazale, dzwigów starsznie dużo, tyle że aż paluszków w łapkach zabrakło do liczenia, w pamięci tez umiem liczyć, ale do nie wielu.
Moja obecność nie została nie zauważona, poprosili mnie o odsłonięcie pamiątkowej tablicy, podobno ma to "naszym" przynieść szczęście. Tylko ja się zastanawiam jakim naszym, skoro oni nie porafią grać i nawet szczurkowe szczęście całego świata raczej nic nie da.

Przetestowałem też system bramek, fajowaśnie było, prawie jak na karuzeli, kręciłem się chyba z 5 minut a wszczyscy stali i bili brawo:) takie to me Szczurkowe życie.Na koniec poproszono mnie o objęcie stadionu Szczurkowym patronatem i stałym monitoringiem. Oczywiście zgodziłem się gdyż w pakiecie zaoferowano mi lożę honorową i bilet na wszytskie mecze euro 2012 Polska-Ukraina.

wtorek, 15 września 2009

Czas Surferów?. NIE. Czas SZCZURKA :)

Od kiedy pamiętam, a pamięć mam dobrą czyli tak ze dwa lata wstecz no i z rok w przód, ale to może kiedy indziej bo nie o tym chciałem tu szczurzyć, a więc zawsze chciałem być surferem, ale nie jakimś tam wind-surferem tylko prawdziwym falowym-surferem, takim jak to czasem na filmach tych amerykanerskich ich pokazują. Zbierając się długo w końcu się odważyłem wybrać się w podróż gdzie ludzie mieszkają w przyczepach, a grill daje żar 24h.
Pierwszych surferów wypatrzyłem już po chwili, troszkę dziwni byli, szczególnie jeden, bo jak nazwać surfera surfującego po piachu sand-surfer? Po chwili oczekiwania zebrałem całą szczurzą odwagę i zagaiłem, okazało się że to normalny surfem wyczekujący na fale, fala miała za chwilę przyjść, ale się niby spóźniała, więc postanowiłem poczekać.

Czekalem i czekalem a fali nie było, ja nie lubię jak się ktoś tak spóźnia. Wiało strasznie, futro mi przewiało normalnie, prawie mi pigment z ogonka wywiało. Na szczęście najlepsza surferka uprzyjemniała mój pobyt na plazy małym występem tanecznym.
Jedyne czego oczekiwała za występ to wspólne zdjęcie, ech ta moja sława mnie czasem przegania.

Na tym kończę swoje historię, bo przyszła w końcu ta fala i pokazała na co ją stać, a ja wszystkim pokazałem jak surfuje prawdziwy szczurzy surfer.

poniedziałek, 7 września 2009

Dziwny wyjazd, Aleja Snajperów i Węgierskie bratanki

Wyjazd zaczął się tak jak zawsze, przez sen wlazełm do torby żeby o mnie nie zapomniano i obudziłem się gdzieś w dziwnym kraju. Kraj był bardzo fajny, bo podobno Szczurek Węgier 2 bratanki i do bicia i do szklanki, ale pani w na lotnisku chciała mnie wyogonić z moich oszczedności więc jakoś dziwnie mi się zrobiło, na szczęście było tam dużo samolotuchów więc miałem z czego wybierać:)
Wybrałem samolotuch do dziwnego miejsca, tzw back to the future a raczej back to the past, poczułem się jakbym znalazł się na moim rodzinnym lotnicku Gdańsk Rębiechowo z lat 90:) a raczej z ich początku. Samolotuch też był nietypowy, turbośmiglowy taki mały pierdziawkowy, przez 2 godziny po locie nic nie słyszałem.
Sarajewo miasto dziwne i przedziwne, jedzonko mniamuch, na drugim końcu Aleja Snajperów wieje grozą przeszłości. całe szczęście wszytko tam wraca do normy i jest bardziej szczurkowo niż w Grójcu (o rany ja nigdy nie byłem w Grójcu).Upał był straszny futerko się grzało, a że każdemu Szczurkowi jest mało więc przemierzałem Mostar śmiało (w Oktavce z klimatyzacją).
Miejsce zwane Bośnia i Hercegowina, to dziwny kraj, z jednej strony strasznie z innej strasznie fajne, jedzonko prze prze Szczurkowo mniamuchne, a wino pyszne (szczególnie chorwackie).
Bywają tam miejsca brzydkie i ładne, wszyscy są bardzo szczurkowi, hotele są ładniuchne (jak umie się je znaleźć), poza tym wszystko jast tam samo jak gdzie indziej tylko przy drodze sprzedają figi zamiast truskawek.

Podróż powrotna była długa, 4 godziny na lotnisku w Sarajewie, sprint w Budapeszcie, tanie orzeszki na podkładzi no i to tyle w zasadzie.