czwartek, 2 kwietnia 2009

Wiosenne harce na snieżku.

Korzystając z pięknego dnia słonecznego udałem się na deseczkę, pierwszym krokiem był zakup gogli, bo czy ktoś widział na stoku Szczurka jeżdżącego na snowboardzie bez gogli. Najbardziej podobały mi się takie różowiutkie, może troszkę były za duże, ale widok przez nie zapierał dech w Szczurkowej piersi. Po krótkich przymiarkach i sprawdzeniu czy supełek na ogonku się dobrze trzyma ruszyłem na poszukiwania instruktora.

Miała mnie uczyć Jagna Marczułajtis, ale ja wypatrzyłem inną instruktorkę, bardziej mi się podobała, bo ja by to powiedzieć, miała więcej koloru dnia, a kolorem dnia był.....
RÓŻOWY:)
Było tak fajowaśnie że oddałem jej nawet moje gogielki, ale tylko do wspólnego zdjęcia, żeby i mnie troszkę było widać.
Na wyciągu korzystałem z kąpieli słonecznych, co prawda troszkę wiało ale miałem szaliczek.
Chciałbym tylko dodać że jeszcze zanim zacząłem się uczyć czułem że będę dobrym riderem:)
Potem było troszkę ciężko i troszkę mi zadek poobijał i ogonek zmechacił, ale chyba nie ma nic fajniejszego niż deska, śnieżek i słoneczko, no może nie licząc łakoci.
Na zakończenie dnia postanowiłem odpocząć i się czegoś napić, niestety miejscowa karczma nie jest przystosowana do obsługi klientów mojego pokroju, nie chce narzekać ale kufelek był za duży i nie sięgałem, próbowałem go lizać, ale to prawie nic nie dało.
Podsumowanie: poproszę o mniejsze kufelki, bo ciężko jest podskakiwać po każdy łyk.

1 komentarz: