Myślałem że nie spotkam żadnym fajowaśnych przyjaciół, ale dowiedziałem się że koło pałacu kręci się daleki kuzyn mojego przyjaciela z Gdańska ( tego który mieszka na Mariackej). Lewek okazał się miły i sympatyczny co najmniej jak Alex z Madagaskaru, dał mi nawet odsapnąć chwilkę u siebie i pooglądać życie wielkiego miasta widziane z paszczy lwa.
W okolicy spotkałem dziwną maszynę która liże lodowisko, dziwna jakaś mi się wydawała, ale tylko do czasu kiedy się okazało że ona nie liże lodu tylko zlizuje śnieg. Chciałem ją poczęstować Szczurkowym przysmakiem smakołykiem ale ona powiedziała że gustuje tylko w śniegu a śnieg najlepiej smakuje przy minus pięć. Ja sam nie próbowałem lizać bo balem się że mi jęzorek przymarznie i nie będę mógł się ruszyć aż do wiosny.

Poprosiłem panią maszynę o wspólne zdjęcie, ale biedna tak się napięła że aż śnieg popuściła:), było mi to na rękę to znaczy na łapki bo mogłem pobuszować na śnieżnym stoku w sercu miasta.

Podsumowanie: Nie napinaj się bo popuścisz, a pałacowy downtown nie jest taki zły.

Trzeba było potruchtać do Technicznej Muzealności, i dziwować się niezliczonej ilości mechanicznych wspomagaczy :)
OdpowiedzUsuń